poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Flaj Flaj 2014



Dwa tygodnie w słonecznej Californii, 50 skoków pod okiem gwiazd światowego skydivingu – wprost idealny sposób na naukę, podszkolenie czy doszkolenie swoich umiejętności latania free.
Tak w wielkim skrócie można opisać to czym jest Flaj Flaj, pierwsza freeflajowa impreza, w której braliśmy udział. Poniżej nieco więcej szczegółów.

Co to jest?

Flaj Flaj to cykliczna impreza organizowana przez ekipę z krajów skandynawskich, tym razem przez Szwedów z Peterem Nillssonem na czele. Skierowana jest do wszystkich chcących latać free w każdej postaci, bez względu na ich poziom zaawansowania. Tak rzeczywiście było podczas edycji 2014, gdzie obok przegości i przegościówek nie brakowało początkujących, chcących nauczyć się latać head up, czy stawiających pierwsze kroki w kątach. Do dyspozycji uczestników pozostawało kilkudziesięciu coachy, w tym sporo prawdziwych gwiazd, jak Mike Carpenter z teamu Volare, Freefly Rob (kumpel Olava Zipsera i Stefani Martinengo), Martin Kristensen z Voss Ventus, Amy Chmelecki z teamu Red Bull i inni, wszyscy chętni i gotowi do nauczania zarówno w skokach jeden na jeden, jak i grupowych. 

Rafał z Amy Chmelecki

Jak to wygląda?

Flaj Flaj to impreza dwutygodniowa z przerwą na weekend, skoki od poniedziałku do piątku, dziennie po  6-7 skoków. Wszystko odbywa się w marcu, kiedy w Europie zazwyczaj jeszcze zimno, w słonecznej Californii na bardzo przyjaznej skoczkom strefie, tj. Skydive Elsinore. Operują tam cztery samoloty: dwa Twin Ottery i dwie Cessny Caravan, w tym jedna nowa, świeżo zakupiona w tym roku. 


Przed nową Cessną


Przydzielaniem uczestników do coachy w zależności od umiejętności i oczekiwań zajmowali się organizatorzy, codziennie rano pojawiały się tablice z podziałem na grupy ze zdjęciami, aby łatwiej było odnaleźć się w tłumie ok. 200 spadochroniarzy. Przydziały udawały się raz lepiej, raz gorzej, jednak w drugim przypadku można było zmienić grupę na bardziej do nas dopasowaną. Z jednym coachem skakało się 2 dni, a następnie zmiana – tak miało to wyglądać w teorii. W rzeczywistości zdarzały się drobne roszady każdego dnia. Wszystko po to, aby jak  najwięcej się nauczyć, iść do przodu i nie stać w miejscu.

Podział na grupy
Z uwagi na dużą flotę, sprawną organizację, dobrą pogodę, motywację uczestników można było się naskakać. Drugiego tygodnia niestety pogoda nieco płatała figle, przez co dwa dni były praktycznie nieskoczne. Trochę też z powodu przewrażliwienia Amerykanów oraz ich brakiem styczności z pogodą, warunkami i standardami europejskimi. U nas spokojnie dałoby radę skakać, tam jednak „weather hold” był obowiązkowy. Mimo to większość osób zrobiła po +/- 50 skoków. Za nadmiarowe należało zapłacić po 21$ (czyli cena bardzo zacna), a za te niewyskoczone pieniądze były zwracane.

Tym razem z Polski były nas 3 osoby
Dodatkowo w ramach tych dwóch tygodni skakania zorganizowane zostały skoki ze śmigłowca dla chętnych, oczywiście za dodatkową opłatą i o bardzo wczesnej porze. W planach były także skoki z balonu i nocne, jednak z powodu pogodowych komplikacji  drugim tygodniu, te wydarzenia pozostały tylko planami. W ciągu tygodnia na strefie po skokach zdarzyły się 4 razy „dinnery” połączone z wieczorną imprezą. Za 10$/os można serwowano jedzenie w postaci burgerów i innych, w tym także w  wersji bezmięsnej, po czym kto chciał to zostawał i popijał piwo, siedział i rozmawiał, jak to zwykle na strefach bywa. 

Poker night
W pierwszy tygodniu odbył się także „Poker night”, podczas to którego spadochroniarze przejęli kasyno. Graliśmy w prawdziwego pokera na zasadach Texas Holdem, na prawdziwe żetony, niestety bez pokrycia. Była jednak pewna pula nagród do wygrania, w tym czas tunelowy w Bottrop czy zniżki na czaszę Icarusa. My, pomimo pokerowych twarzy, nie wygraliśmy, co więcej w związku z prowadzoną przez nas dość ryzykowną grą, szybko przepuściliśmy wszystkie żetony. Nie ma jednak tego złego, poznaliśmy zasady tej gry – no, jako tako, bo zasady to jedno, a dopracowanie odpowiedniej taktyki to drugie.

Szczegóły techniczne

Jacuzzi
Organizatorzy zaproponowali uczestnikom możliwość załatwienia noclegu oraz wynajmu samochodu. Z noclegu skorzystaliśmy i razem z większością skoczków z Flaj Flaj ulokowani zostaliśmy w Lake Elsinore Hotel&Casino. Miejsce przyzwoite z basenem i jacuzzi, jednak bez większych szaleństw i wygórowanego standardu w cenie 55$/noc za pokój dwuosobowy. W samym Elsinore są dostępne także inne, lepsze hotele, a dla tych, których bardziej od łazienki w pokoju obchodzi  cena, polecam nocleg  w strefowych "bunkhousach", jednak tam ilość miejsc jest mocno ograniczona.

Samochód wypożyczyliśmy na własną rękę i taką samą opcję polecamy wszystkim, jako że ze strony organizatorów przypadał jeden samochód na cztery osoby. To dość mało, a cena przez nich oferowana wcale nie była niska. Taniej wyszedł nas samochód na naszą dwójkę, a i mieliśmy go dla siebie bez konieczności dzielenia go z kolejnymi dwoma, obcymi osobami. Gdyby ktoś zastanawiał się nad innym transportem, to tylko przypominam, że w USA samochód to konieczność – tam inaczej nie ma sensu funkcjonować. 

Teraz o czymś mniej przyjemnym mianowicie o koszcie imprezy. Niestety nie kosztowała ona mało, ale warto było (tak sobie cały czas tłumaczymy). Aby mieć zagwarantowane miejsce należało wpłacić dwa miesiące wcześniej 1000$ zaliczki, resztę tj. 1790$ należało dopłacić na miejscu gotówką lub kartą. Jako, że nie braliśmy samochodu płaciliśmy nieco mniej. Wszystko byłoby w miarę ok., gdyby nie fakt, że nam się (jak się potem okazało nie tylko nam) pomyliło i byliśmy przekonani, że cała impreza kosztuje tylko 1790$, a zaliczka zawiera się w tej kwocie. Dlatego uwaga, jak będziecie chcieli jechać – zaliczka się w tej cenie nie zawiera ;) 

Mimo drakońskiej ceny dostosowanej do kieszeni bogatych Skandynawów imprezę uważamy na wybitnie udaną. Nauczyliśmy się bardzo dużo, poskakaliśmy w grupach, polataliśmy trochę kąty, trochę statycznie, mieliśmy możliwość skoków z różnymi coachami, poznaliśmy sporo nowych osób z całego świata, wtopiliśmy się w to całe freeflajowe towarzystwo i jakby nie patrzeć – jesteśmy freeflajowcy :D

Freefly by Raffi fot. Gustavo Cabana
A jak tam było i jak skakaliśmy zobaczcie sami na rewelacyjnych filmach zrobionych przez bardzo zdolną i utalentowaną Likę Borzową.

1 komentarz:

  1. Rozmarzylam sie ... :) i jestem pelna podziwu dla Waszej energii do tak szczegolowych relacji. Super! Zanadziliscie mnie :)

    OdpowiedzUsuń