Dwa tygodnie w słonecznej
Californii, 50 skoków pod okiem gwiazd światowego skydivingu – wprost idealny
sposób na naukę, podszkolenie czy doszkolenie swoich umiejętności latania free.
Tak w wielkim skrócie można opisać
to czym jest Flaj Flaj, pierwsza freeflajowa impreza, w której braliśmy udział. Poniżej nieco więcej szczegółów.
Co to jest?
Flaj Flaj to cykliczna impreza
organizowana przez ekipę z krajów skandynawskich, tym razem przez Szwedów z
Peterem Nillssonem na czele. Skierowana jest do wszystkich chcących
latać free w każdej postaci, bez względu na ich poziom zaawansowania. Tak
rzeczywiście było podczas edycji 2014, gdzie obok przegości i przegościówek nie
brakowało początkujących, chcących nauczyć się latać head up, czy stawiających
pierwsze kroki w kątach. Do dyspozycji uczestników pozostawało kilkudziesięciu
coachy, w tym sporo prawdziwych gwiazd, jak Mike Carpenter z teamu Volare, Freefly
Rob (kumpel Olava Zipsera
i Stefani Martinengo), Martin Kristensen z Voss Ventus, Amy Chmelecki z teamu Red Bull i inni, wszyscy chętni i
gotowi do nauczania zarówno w skokach jeden na jeden, jak i grupowych.
Rafał z Amy Chmelecki |
Jak to wygląda?
Flaj Flaj to impreza
dwutygodniowa z przerwą na weekend, skoki od poniedziałku do piątku, dziennie
po 6-7 skoków. Wszystko odbywa się w
marcu, kiedy w Europie zazwyczaj jeszcze zimno, w słonecznej Californii na
bardzo przyjaznej skoczkom strefie, tj. Skydive Elsinore. Operują tam cztery
samoloty: dwa Twin Ottery i dwie Cessny Caravan, w tym jedna nowa, świeżo
zakupiona w tym roku.
Przed nową Cessną |
Przydzielaniem uczestników do
coachy w zależności od umiejętności i oczekiwań zajmowali się organizatorzy,
codziennie rano pojawiały się tablice z podziałem na grupy ze zdjęciami, aby
łatwiej było odnaleźć się w tłumie ok. 200 spadochroniarzy. Przydziały udawały
się raz lepiej, raz gorzej, jednak w drugim przypadku można było zmienić grupę
na bardziej do nas dopasowaną. Z jednym coachem skakało się 2 dni, a następnie
zmiana – tak miało to wyglądać w teorii. W rzeczywistości zdarzały się drobne
roszady każdego dnia. Wszystko po to, aby jak
najwięcej się nauczyć, iść do przodu i nie stać w miejscu.
Z uwagi na dużą flotę, sprawną
organizację, dobrą pogodę, motywację uczestników można było się
naskakać. Drugiego tygodnia niestety pogoda nieco płatała figle, przez co dwa dni
były praktycznie nieskoczne. Trochę też z powodu przewrażliwienia Amerykanów oraz ich
brakiem styczności z pogodą, warunkami i standardami europejskimi. U nas
spokojnie dałoby radę skakać, tam jednak „weather hold” był obowiązkowy. Mimo
to większość osób zrobiła po +/- 50 skoków. Za nadmiarowe należało zapłacić po
21$ (czyli cena bardzo zacna), a za te niewyskoczone pieniądze były zwracane.
Podział na grupy |
Tym razem z Polski były nas 3 osoby |
Poker night |
W pierwszy tygodniu odbył się
także „Poker night”, podczas to którego spadochroniarze przejęli kasyno.
Graliśmy w prawdziwego pokera na zasadach Texas Holdem, na prawdziwe żetony,
niestety bez pokrycia. Była jednak pewna pula nagród do wygrania, w tym czas
tunelowy w Bottrop czy zniżki na czaszę Icarusa. My, pomimo pokerowych twarzy,
nie wygraliśmy, co więcej w związku z prowadzoną przez nas dość ryzykowną grą,
szybko przepuściliśmy wszystkie żetony. Nie ma jednak tego złego, poznaliśmy
zasady tej gry – no, jako tako, bo zasady to jedno, a dopracowanie odpowiedniej
taktyki to drugie.
Szczegóły techniczne
Jacuzzi |
Samochód wypożyczyliśmy na własną
rękę i taką samą opcję polecamy wszystkim, jako że ze strony organizatorów
przypadał jeden samochód na cztery osoby. To dość mało, a cena przez nich
oferowana wcale nie była niska. Taniej wyszedł nas samochód na naszą dwójkę, a
i mieliśmy go dla siebie bez konieczności dzielenia go z kolejnymi dwoma,
obcymi osobami. Gdyby ktoś zastanawiał się nad innym transportem, to tylko
przypominam, że w USA samochód to konieczność – tam inaczej nie ma sensu
funkcjonować.
Teraz o czymś mniej przyjemnym
mianowicie o koszcie imprezy. Niestety nie kosztowała ona mało, ale warto było (tak
sobie cały czas tłumaczymy). Aby mieć zagwarantowane miejsce należało wpłacić dwa miesiące wcześniej 1000$ zaliczki, resztę tj. 1790$ należało dopłacić na
miejscu gotówką lub kartą. Jako, że nie braliśmy samochodu płaciliśmy nieco
mniej. Wszystko byłoby w miarę ok., gdyby nie fakt, że nam się (jak się potem
okazało nie tylko nam) pomyliło i byliśmy przekonani, że cała impreza kosztuje
tylko 1790$, a zaliczka zawiera się w tej kwocie. Dlatego uwaga, jak będziecie
chcieli jechać – zaliczka się w tej cenie nie zawiera ;)
Mimo drakońskiej ceny
dostosowanej do kieszeni bogatych Skandynawów imprezę uważamy na wybitnie
udaną. Nauczyliśmy się bardzo dużo, poskakaliśmy w grupach, polataliśmy trochę
kąty, trochę statycznie, mieliśmy możliwość skoków z różnymi coachami,
poznaliśmy sporo nowych osób z całego świata, wtopiliśmy się w to całe
freeflajowe towarzystwo i jakby nie patrzeć – jesteśmy freeflajowcy :D
A jak tam było i jak skakaliśmy
zobaczcie sami na rewelacyjnych filmach zrobionych przez bardzo zdolną i utalentowaną Likę Borzową.
Freefly by Raffi fot. Gustavo Cabana |
Rozmarzylam sie ... :) i jestem pelna podziwu dla Waszej energii do tak szczegolowych relacji. Super! Zanadziliscie mnie :)
OdpowiedzUsuń