czwartek, 17 kwietnia 2014

San Diego



„It never rains in southern California” śpiewał Albert Hammond w swojej piosence. California była w latach 70tych licznie i chętnie odwiedzana przez hipisów, a spora część z nich wybierała za swój cel San Diego. Obecnie jest to piąte najbogatsze miasto w USA – czyste, porządne, pełne biegających ludzi trzymających formę, bezdomnych i atrakcji.

Jak zawsze przed wyruszeniem do nowego miejsca przetrząsnęliśmy Internety w poszukiwaniu informacji na temat San Diego: co warto zobaczyć, gdzie się udać, co jest charakterystyczne? I wyłonił nam się obraz porządnego, bogatego miasta, z kowbojską oraz hipisowską  przeszłością, w którym kręcono wiele scen z kultowego filmu „Top Gun”. Zatem w pierwszy wolny dzień od skoków pomknęliśmy naszym wynajętym chryslerem [czyt. krajslerem ;)] na południe ku San Diego. I oto relacja.

Jak zwiedzać?

Old Town Trolley na szlaku ;)
Mieliśmy przygotowany mniej więcej plan co najpierw, co potem, jednak jak zawsze nie zamierzaliśmy trzymać się go ściśle. W trakcie spaceru nabrzeżem natknęliśmy się na przystanek turystycznej kolejki, która wozi turystów po całym mieście. Początkowo byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu skorzystania z ich usług i zwiedzania Sand Diego ramię w ramię z emerytami, dziećmi czy podjaranymi turystami pstrykającymi setki zdjęć, ale końcem końców nie było tragedii. Kolejka (taki autobusik wystylizowany na tramwaj) ma kilka przystanków rozsianych po całym San Diego, kursuje mniej więcej co 20 min, wsiadamy i wysiadamy w miejscu, w którym nam pasuje. Jakby na to nie patrzeć lepsze to niż samemu przejechać wszystkie te miejsca, krążąc samochodem po obcym mieście i szukając miejsc do parkowania. Przy okazji kierowcy pełnią jednocześnie rolę przewodników i całą drogę opowiadają przeróżne historie o właśnie odwiedzanych lokalizacjach. Na szybkie zwiedzenie w jeden dzień ten tramwajo-autobus to całkiem dobry pomysł, szczegóły na ich stronie http://www.trolleytours.com/san-diego/ 
Ok., to teraz konkretnie o tym co warto zobaczyć. 

USS Midway

Rzeźba na nabrzeżu, po prawej USS Midway
Prawdziwy lotniskowiec, który brał udział m.in. w wojnie w Zatoce, a obecnie zamiast być przerobiony na żyletki, pełni funkcję muzeum i to niezwykle popularnego – rocznie odwiedza je więcej osób niż ZOO Sand Diego, a liczba zwiedzających idzie w miliony! Lotniskowiec–muzeum był oczywiście pierwszy na liście miejsc do zobaczenia i zwiedzenia, jednak przeogromna kolejka skutecznie nas zniechęciła. Wstęp kosztuje 20$, a zwiedzanie według opinii od 2-3h przy szybkim tempie do nawet 5 przy dokładnym odkrywaniu tajemnic lotniskowca. Następnym razem, jak będziemy mieć więcej czasu i cierpliwości to pewnie zajrzymy do środka. 

Za to dokładnie obejrzeliśmy go z zewnątrz ;) Również robi wrażenie, i aż się wierzyć nie chce, że pierwsze wodowanie miał w 1945 roku, służbę zakończył w 1992, załoga liczyła ponad 4000 ludzi, a na swoich pokładach mógł pomieścić 100 i więcej samolotów! Imponujący wynik i zapewne imponujące muzeum – polecamy szczególnie miłośnikom historii i militariów. Dodatkowe informacje znajdziecie na stronie http://www.midway.org/

USS Midway, widać sporo samolotów na pokładzie
Wejście do muzeum

Na nabrzeżu nie brak innych okazów

Coronado Island

Wyspa połączona jest z San Diego super wysokim mostem, który jest najprawdopodobniej lubiany przez samobójców, bowiem przed wjazdami znajdują się tabliczki informujące o numerze telefonu do poradni dla tych, którym życie już niemiłe. Rzeczywiście jest on wysoki i spokojnie skacząc z niego można by się uszkodzić.
Coronado Bridge

Sama wyspa przyciąga ludzi chcących odpocząć od miejskiego zgiełku i zdecydowanie pozytywnie nastraja do życia. Znajduje się tu największy drewniany hotel w USA, w którym kręcono „Pół żarem pół serio” z Marilyn Monroe, piękna plaża z usypanym napisem „Coronado”, dobrze widocznym z powietrza, a także przystań promowa, z której kursują połączenia wodne z lądem. Wyspa jest miłym, sympatycznym miejscem, nastawionym na turystów, a klimat tu panujący jest zdecydowanie wakacyjny. Znajduje się na niej także prawdziwa baza wojskowa, w której kręcono Top Gun oczywiście, w związku z czym nad Coronado regularnie latają śmigłowce i odrzutowce. Piękne plaże i odrzutowce - tak, zdecydowanie polecamy spędzić tam chociaż chwilę.

Urokliwy i wielki drewniany hotel

Chłopcy na spacerze, plaża na Coronado

Old Town San Diego

Typowo turystyczna miejscówka dla miłośników dzikiego zachodu, jakby żywcem wyjęta z epoki Indian i kowbojów. Tak realistyczne, że kręcą tam czasami westerny. Pełno tam sklepików z pamiątkami, każdy oferuje co innego i wszystkie urządzone są z niebywałą dbałością o szczegóły, tak że wchodząc ma się wrażenia przeniesienia w czasie. Łącznie z ubiorem, fryzurami i wąsami obsługi. Znajdziecie tam sklepik z tytoniem i fajkami, kawiarenkę z czekoladą bekonową, ciuchami z epoki, kolorową i głośną część meksykańską, a także wystawy i ekspozycje pokazujące życie pierwszych osadników i wiele, wiele innych.
Całość sprawia bardzo pozytywne wrażenie, mimo, że z założenia za typowo turystycznymi miejscami nie przepadam. Warto wpaść, wypić kawkę, pozwiedzać, kupić pamiątki, porobić zdjęcia. 


Saloon w Old Town Sand Diego

Konia brak
Dbałość o szczegóły zachwyca, tylko "kowboje" jakoś nie z epoki

Downtown San Diego

Mieszkańcy chwalą się tym i zachwycają niesamowicie, z racji, że to takie historyczne Downtown. Szczególnie podkreślana jest obecność latarni gazowych – odrestaurowanych i działających. Ogólnie jest to takie amerykańskie centrum miasta z wieżowcami, butikami, restauracjami i kawiarniami. I jeszcze jedna, charakterystyczna rzecz, to bezdomni, których wszędzie pełno. Siedzą na ulicach ze swoimi torbami, jedzą sobie, przechadzają się i jest ich bardzo dużo, przynajmniej jak na moje, europejskie standardy. W sumie bezdomni mają tu ciepło cały rok, więc może ściągają z innych miast, aczkolwiek trochę kłóciło mi się to z obrazem tego pięknego, bogatego San Diego. 

Lunch time
Oprócz bezdomnych i latarni gazowych w Downtown, blisko lotniskowca USS Midway ulokowany jest „Kansas City Barbeque”, czyli mega słynny bar, gratka dla miłośników Top Gun. To w nim kręcono sceny barowe, to tu stoi pianino, przy którym śpiewał Tom Cruise. Miejsce obecnie pełne jest pamiątek z filmu: zdjęć, autografów, czepek i innych gadżetów. Tam zjedliśmy obiad, w typowo amerykańskim stylu z żeberkami w roli głównej.

Zdjęcie z Tomem

 To oczywiście nie wszystko

W San Diego znajdują się jeszcze inne atrakcje, z których nie skorzystaliśmy, takie jak ZOO z pandami czy SeaWorld z orkami, czy Ocean Beach – hipisowska dzielnica z molo. Pandy i inne zwierzęta z San Diego ZOO można podglądać w Internecie całą dobę, a poza tym jakoś nie lubimy zwierząt w klatkach. SeaWorld – to wodny park rozrywki z atrakcjami takimi jak pokazy fok, orek czy delfinów. Jest to wyprawa na cały dzień, a my aż tyle czasu nie mieliśmy, a w SeaWorld kiedyś już byłam za dzieciaka. Jeśli chcecie to możecie zobaczyć także te i inne atrakcje oferowane przez San Diego, nie musicie wzorować się na naszej wycieczce, ale nasza była suuuper ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz