wtorek, 4 czerwca 2013

Skydive DeLand




Kontynuujemy podróż po USA i z piaszczystej suchej Californii przenosimy się na soczyście zieloną Florydę. Skydive DeLand to kolejna wielka strefa, rywalizująca razem z Perris, Skydive Arizona i Skydive Chicago o miano największej i najlepszej w USA.  Mają bardzo dobrą lokalizację, wielkie lotnisko i całą flotę samolotów.  Jeszcze jakiś czas temu nazywano ją  „Skydiving capital of the World”. Czy zatem warto tam pojechać? 

Lokalizacja i dojazd

DeLand to takie małe, całkiem urokliwe miasteczko położone około godzinę drogi od Orlando i 20minut od Daytona Beach i Oceanu Atlantyckiego. Najłatwiej dolecieć do Orlando, stamtąd wynajętym samochodem dojechać na strefę. W Daytona Beach też jest lotnisko, więc szukając połączeń możecie próbować dolecieć i tam. Dokładny adres to 1600 Flightline Blvd., Deland, 32724 FL. 

Infrastruktura, czyli co tam jest?

Na strefie na co dzień latają 4 samoloty: Twin Otter, Skyvan i dwa PAC 750XL. Osobiście byłam tam podczas Kalejdoskopu oraz na Florida State Record (płaskie, duże, sekwencyjne skoki) i samolotów było więcej. Dzięki zwartej zabudowie wszystko praktycznie jest w zasięgu ręki. Knajpa spadochronowa, sklepik, manifest, układalnie. 

Brak trochę zaplecza noclegowego. Strefa dysponuje domkami (na pewno dwoma, o tylu wiem), w których za niewielką opłatą (15$/noc) można się wyspać. Jednak charakter tych domków jest otwarty – pokoje z łóżkami dla skoczków, wspólna kuchnia i salon. Takie coś jak IHOP w Perris. Jeśli zależy Wam na większej prywatności polecam wynająć hotel w pobliskiej Daytona Beach. Dojazd na strefę trwa wówczas ok. 20-30 min. Hotelu proponuje szukać przez www.booking.com, albo www.trivago.pl. Dla tych mniej wymagających istnieje możliwość rozbicia namiotu. To bodajże nic nie kosztuje, a na strefie jest prysznic, zatem o higienę można zadbać.   
   
Bar na strefie uważam za godny polecenia. Ściany pełne są zdjęć ze skoków, podziękowań od teamów i innych skydiverskich souvenirów. Jedzenie typowo amerykańskie: hamburger, cola, frytki. Ale co ważne, szczególnie w gorące dni  – woda dostępna jest za darmo. Bar pełen jest zawsze ludzi, a wieczorami także okolicznych mieszkańców.

DeLand to nie tylko strefa. To także producenci sprzętu spadochronowego. W bezpośrednim sąsiedztwie strefy znajdują się siedziba i fabryki Aerodyne, PD, Mirage, UPT, Vectora i innych. Można sobie zawsze coś odebrać przy okazji skoków. 
  

Jak tam jest?

Polish team podczas Florida State Record 222
Obsługa manifestu przyjazna, jak to chyba na każdej strefie. Pierwsze kroki po przyjeździe proponuje skierować do sklepiku/manifestu (połączone ze sobą) i tam wypełnić papiery, pokazać kartę zestawu i spadochron. Może pojawić się potrzeba wytłumaczenia im do kiedy mamy ułożony zapas. Po pierwsze nasz format zapisywania daty różni się od amerykańskiego (oni mają miesiąc/dzień/rok) oraz u nas riggerzy wpisują do kiedy mamy ważną układkę a nie kiedy układali, co podobno stosowane jest u nich. W każdym razie z wytłumaczeniem jeśli znacie angielski nie powinniście mieć problemów.  Pieniądze wpłacacie sobie na konto i  można skakać. 

Z planowaniem się na wyloty raczej nie ma problemów. Nawet pomimo oblężenia jakie przeżywa ta strefa. W Deland odbywają się przeróżne imprezy dla dużych, płaskich grup, chociażby wspomniany już Kalejdoskop. Szkolą się też teamy RW-4 z całego świata. I mimo, iż to Dubai jest obecnie mekką wszystkich skydiverów, to Skydive Deland nadal pełne jest czwórkowych zespołów.  I to Dubai  przyjeżdża na Florydę potrenować czy współzawodniczyć z innymi. 

Ogólnie jadąc tam polecam wybrać się całą ekipą – aby było z kim skakać. Na miejscu może być z tym różnie. Chyba, że jedziecie do Deland na jakiś event. 

Strefa lądowań i bezpieczeństwo

Skydive Deland widziane z góry
Lotnisko ma aż trzy pasy, krzyżujące się ze sobą w charakterystyczną literę A. Dookoła gęste lasy i mokradła z krokodylami albo autostrady. Samo lotnisko jest dość duże, pokryte zieloną, soczystą trawą. Wystarczy unikać lądowań poza lotniskiem (praktycznie się nie zdarza) oraz na pasach startowych, bo to jednak beton. Ruch nadlotniskowy jest dość znaczny. W samolocie znajdziecie informację „Check air traffic before jump”. Rzeczywiście warto to zrobić, aby upewnić się czy akurat nie przelatuje jakiś Jet. Osobiście latając na czaszy byłam lekko zdziwiona kiedy pode mną przeleciał śmigłowiec, obok jakiś mały odrzutowiec, a gdzieś tam kawałek dalej leciał jeszcze inny statek powietrzny. W USA mają inne podejście do dzielenia się przestrzenią powietrzną. Mniej rygorystyczne niż u nas, ale jak widać radzą sobie z tym całkiem nieźle. 

Ze względu na kilka samolotów całkiem normalne jest spotykanie po otwarciu czaszy skoczków czy tandemów z innego wylotu.  Wystarczy po prostu uważnie podchodzić do lądowania i dać pierwszeństwo tandemom, które lądują zazwyczaj w widocznym dobrze z góry – kole. 

Ogólne wrażenia

Ekipa samolotu G podczas Florida State Record 222
Moim zdaniem Deland jest bardzo przyjemnym miejscem i ma to coś. Polubiłam je od pierwszej wizyty. Może dlatego, że to była miła odmiana po piaszczystym Perris. Na Florydzie pustyni nie ma i czasze nie są niszczone przez piasek. Skoki są wstrzymywane często ze względu na chmury. Jednak to już sprawka wilgotnego klimatu. Zdarzyło nam się pojechać na tydzień na Florydę (w listopadzie) i skoczyć tylko dwa razy. Krótkich spodenek nie było okazji założyć i przydały się ciepłe bluzy zabrane z Polski na wszelki wypadek. 

Plusem tej strefy jest to, że jest dookoła co zwiedzać, co robić, gdzie zjeść. Blisko znajduje się duży sklep spożywczy i super chiński bufet. Za 10$ można jeść bez opamiętania, co Panu R podobało się niezmiernie. W Deland znaleźliśmy też inne knajpki, z pysznym meksykańskim jedzeniem. I ta  bliskość do Daytona Beach. Szerokie, piaszczyste plaże, ocean i wakacyjny klimat. Bardzo przyjemne miejsce do zrelaksowania się po całodziennym skakaniu. W gdyby skoków nie było, albo chcemy sobie zrobić przerwę też jest co robić. O zwiedzaniu Florydy wkrótce! 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz