Kontynuujemy podróż po USA i z
piaszczystej suchej Californii przenosimy się na soczyście zieloną Florydę. Skydive DeLand to kolejna wielka strefa, rywalizująca razem z Perris, Skydive
Arizona i Skydive Chicago o miano największej i najlepszej w USA. Mają bardzo dobrą lokalizację, wielkie
lotnisko i całą flotę samolotów. Jeszcze
jakiś czas temu nazywano ją „Skydiving capital of the World”. Czy
zatem warto tam pojechać?
Lokalizacja i dojazd
DeLand to takie małe, całkiem
urokliwe miasteczko położone około godzinę drogi od Orlando i 20minut od
Daytona Beach i Oceanu Atlantyckiego. Najłatwiej dolecieć do Orlando, stamtąd
wynajętym samochodem dojechać na strefę. W Daytona Beach też jest lotnisko,
więc szukając połączeń możecie próbować dolecieć i tam. Dokładny adres to 1600
Flightline Blvd., Deland, 32724 FL.
Infrastruktura, czyli co tam jest?
Na strefie na co dzień latają 4
samoloty: Twin Otter, Skyvan i dwa PAC 750XL. Osobiście byłam tam podczas
Kalejdoskopu oraz na Florida State Record (płaskie, duże, sekwencyjne skoki) i
samolotów było więcej. Dzięki zwartej zabudowie wszystko praktycznie jest w
zasięgu ręki. Knajpa spadochronowa, sklepik, manifest, układalnie.
Brak trochę zaplecza noclegowego.
Strefa dysponuje domkami (na pewno dwoma, o tylu wiem), w których za niewielką
opłatą (15$/noc) można się wyspać. Jednak charakter tych domków jest otwarty –
pokoje z łóżkami dla skoczków, wspólna kuchnia i salon. Takie coś jak IHOP w
Perris. Jeśli zależy Wam na większej prywatności polecam wynająć hotel w
pobliskiej Daytona Beach. Dojazd na strefę trwa wówczas ok. 20-30 min. Hotelu
proponuje szukać przez www.booking.com,
albo www.trivago.pl. Dla tych mniej
wymagających istnieje możliwość rozbicia namiotu. To bodajże nic nie kosztuje,
a na strefie jest prysznic, zatem o higienę można zadbać.
Bar na strefie uważam za godny
polecenia. Ściany pełne są zdjęć ze skoków, podziękowań od teamów i innych
skydiverskich souvenirów. Jedzenie typowo amerykańskie: hamburger, cola,
frytki. Ale co ważne, szczególnie w gorące dni – woda dostępna jest za darmo. Bar pełen jest zawsze
ludzi, a wieczorami także okolicznych mieszkańców.
DeLand to nie tylko strefa. To
także producenci sprzętu spadochronowego. W bezpośrednim sąsiedztwie strefy
znajdują się siedziba i fabryki Aerodyne, PD, Mirage, UPT, Vectora i innych. Można sobie zawsze coś odebrać przy okazji skoków.
Jak tam jest?
Polish team podczas Florida State Record 222 |
Obsługa manifestu przyjazna, jak
to chyba na każdej strefie. Pierwsze kroki po przyjeździe proponuje skierować do
sklepiku/manifestu (połączone ze sobą) i tam wypełnić papiery, pokazać kartę
zestawu i spadochron. Może pojawić się potrzeba wytłumaczenia im do kiedy mamy
ułożony zapas. Po pierwsze nasz format zapisywania daty różni się od
amerykańskiego (oni mają miesiąc/dzień/rok) oraz u nas riggerzy wpisują do
kiedy mamy ważną układkę a nie kiedy układali, co podobno stosowane jest u
nich. W każdym razie z wytłumaczeniem jeśli znacie angielski nie powinniście
mieć problemów. Pieniądze wpłacacie sobie na konto i można skakać.
Z planowaniem się na wyloty
raczej nie ma problemów. Nawet pomimo oblężenia jakie przeżywa ta strefa. W
Deland odbywają się przeróżne imprezy dla dużych, płaskich grup, chociażby wspomniany
już Kalejdoskop. Szkolą się też teamy RW-4 z całego świata. I mimo, iż to Dubai
jest obecnie mekką wszystkich skydiverów, to Skydive Deland nadal pełne jest
czwórkowych zespołów. I to Dubai przyjeżdża na Florydę potrenować czy
współzawodniczyć z innymi.
Ogólnie jadąc tam polecam wybrać
się całą ekipą – aby było z kim skakać. Na miejscu może być z tym różnie.
Chyba, że jedziecie do Deland na jakiś event.
Strefa lądowań i bezpieczeństwo
Skydive Deland widziane z góry |
Lotnisko ma aż trzy pasy, krzyżujące
się ze sobą w charakterystyczną literę A. Dookoła gęste lasy i mokradła z
krokodylami albo autostrady. Samo lotnisko jest dość duże, pokryte zieloną,
soczystą trawą. Wystarczy unikać lądowań poza lotniskiem (praktycznie się nie
zdarza) oraz na pasach startowych, bo to jednak beton. Ruch nadlotniskowy jest
dość znaczny. W samolocie znajdziecie informację „Check air traffic before jump”. Rzeczywiście warto to zrobić, aby
upewnić się czy akurat nie przelatuje jakiś Jet. Osobiście latając na czaszy
byłam lekko zdziwiona kiedy pode mną przeleciał śmigłowiec, obok jakiś mały
odrzutowiec, a gdzieś tam kawałek dalej leciał jeszcze inny statek powietrzny. W
USA mają inne podejście do dzielenia się przestrzenią powietrzną. Mniej
rygorystyczne niż u nas, ale jak widać radzą sobie z tym całkiem nieźle.
Ze względu na kilka samolotów całkiem
normalne jest spotykanie po otwarciu czaszy skoczków czy tandemów z innego
wylotu. Wystarczy po prostu uważnie
podchodzić do lądowania i dać pierwszeństwo tandemom, które lądują zazwyczaj w
widocznym dobrze z góry – kole.
Ogólne wrażenia
Ekipa samolotu G podczas Florida State Record 222 |
Moim zdaniem Deland jest bardzo
przyjemnym miejscem i ma to coś. Polubiłam je od pierwszej wizyty. Może
dlatego, że to była miła odmiana po piaszczystym Perris. Na Florydzie pustyni
nie ma i czasze nie są niszczone przez piasek. Skoki są wstrzymywane często ze
względu na chmury. Jednak to już sprawka wilgotnego klimatu. Zdarzyło nam się
pojechać na tydzień na Florydę (w listopadzie) i skoczyć tylko dwa razy. Krótkich
spodenek nie było okazji założyć i przydały się ciepłe bluzy zabrane z Polski
na wszelki wypadek.
Plusem tej strefy jest to, że
jest dookoła co zwiedzać, co robić, gdzie zjeść. Blisko znajduje się duży sklep
spożywczy i super chiński bufet. Za 10$ można jeść bez opamiętania, co Panu R
podobało się niezmiernie. W Deland znaleźliśmy też inne knajpki, z pysznym
meksykańskim jedzeniem. I ta bliskość do
Daytona Beach. Szerokie, piaszczyste plaże, ocean i wakacyjny klimat. Bardzo
przyjemne miejsce do zrelaksowania się po całodziennym skakaniu. W gdyby skoków
nie było, albo chcemy sobie zrobić przerwę też jest co robić. O zwiedzaniu Florydy
wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz