Stany Zjednoczone to jest wielki
kraj :)
Jako siedziba największej organizacji spadochronowej na świecie USPA, ma
się czym pochwalić. W Stanach Zjednoczonych znajduje się ponad 300 różnej
wielkości stref spadochronowych. Od takich typowo lokalnych z jednym małym
samolotem, aż po potężne, dysponujące flotą różnych statków powietrznych „drop
zony” będące gospodarzami wielu międzynarodowych imprez spadochronowych.
Naszą podróż po strefach Ameryki
Północnej rozpoczniemy od Skydive Perris.
Największa strefa na
zachodnim wybrzeżu USA. Zlokalizowana ok. 1,5 godziny jazdy na wschód od Los
Angeles. Na miejscu tunel (SkyVenture), klimatyczna knajpa Bombshelter, „hotelik”,
5 samolotów, zadaszone układalnie i basen! Zatem po kolei.
5 samolotów, zadaszone układalnie i basen! Zatem po kolei.
Dojazd na strefę z Los Angeles (oczywiście
samochodem) nie jest skomplikowany, chociaż nie polecam poruszania się po USA
bez gps. Adres strefy oraz wskazówki dojazdu znajdziecie na ich stronie
internetowej http://www.skydiveperris.com/
Rejestrowanie i planowanie nie
odbiega od standardów. W manifeście dostaniemy do wypełnienia kilka papierków –
podstawowe dane, sprzęt, zapoznawanie się z zasadami bezpieczeństwa. Manifest
potrzebuje kartę zestawu, a sklep Square1 sprawdza czy oby na pewno można na
tym skakać. Warto uczulić swojego riggera, aby uzupełnił kartę spadochronu umieszczoną w pokrowcu. W USA zwracają na to uwagę.
Na strefie obowiązuje licencja USPA lub ewentualnie uznawane są uprawnienia
z niektórych krajów (nasze swojskie ŚK nie). Jak ktoś nie ma amerykańskiej
licencji może sobie na miejscu wykupić członkostwo w organizacji. Koszt to bodajże 40$ za trzy
miesiące albo 74$ na cały rok. Posiadacze nieważnych licencji mogą je sobie przedłużyć za 64$. Ogólnie personel w manifeście bardzo przyjemny, pomocny i cały
czas uśmiechnięty.
Parę słów teraz o zasadach
bezpieczeństwa obowiązujących w Perris. Jest to duża strefa, lata kilka
samolotów jednocześnie a miejsce do lądowania pozostawia wiele do życzenia.
Zdarzają się tam dość często wypadki – niestety. W zeszłym roku zakopano (po
dwóch wypadkach śmiertelnych) swoop pond. Jeśli chodzi o miejsce do lądowania…
Jest go na prawdę sporo, jednak proponuję w miarę możliwości celować w tzw. green, czyli kawałek zielonego. Trawy
proporcjonalnie do rozmiarów lotniska jest niestety niewiele. Reszta to
tzw. dirt,
czyli dosłownie brud, kurz. To taka jakby nie patrzeć pustynia. Ale nie z
miękkim piaseczkiem i wielbłądami. Perris leży blisko Meksyku, więc łatwiej tam
o Meksykanina, kłujące krzaczory
i twarde lądowanie na spękanej słońcem ziemi. W miesiącach zimowych kiedy często pada, podobno Perris potrafi przeistoczyć się w błotne bagienko (podobno, bowiem nie zdarzyło mi się tam być zimą, jedynie słyszałam z opowieści) a latem spękana skorupa twardsza jest od betonu. Jednak zarządzający strefą robią co mogą. Teren do lądowania jest orany, wygładzany, spulchniany a kamienie są usuwane. Jednak nie jest to w stanie uchronić nawet najlepszych skoczków przed lądowaniami w tym całym piasku, ziemi i brudzie. W moje opinii wyglądało to czasami jak zaorane pole ziemniaków bez ziemniaków. Oj mieliśmy przejścia z tymi lądowaniami z Panem R. Oset i kłujki wchodzące wszędzie, efektowne lądowanie z wiatrem na piachu (a o taką muldę ziemi łatwo zahaczyć stopą i polecieć całym ciałem w ten cały brud), albo mniej przyjemne twarde lądowania na spękanej ziemi. Otarcia rąk, kolan, pośladków, stłuczona stopa, brudne i zapiaszczone kombinezony, pokrowce, czasze. Dlatego polecamy lądowania na greenie. Jednak nie za wszelką cenę, o czym będziemy pisać później w artykule poświęconym leczeniu za granicą i wizytach w szpitalu ;)
i twarde lądowanie na spękanej słońcem ziemi. W miesiącach zimowych kiedy często pada, podobno Perris potrafi przeistoczyć się w błotne bagienko (podobno, bowiem nie zdarzyło mi się tam być zimą, jedynie słyszałam z opowieści) a latem spękana skorupa twardsza jest od betonu. Jednak zarządzający strefą robią co mogą. Teren do lądowania jest orany, wygładzany, spulchniany a kamienie są usuwane. Jednak nie jest to w stanie uchronić nawet najlepszych skoczków przed lądowaniami w tym całym piasku, ziemi i brudzie. W moje opinii wyglądało to czasami jak zaorane pole ziemniaków bez ziemniaków. Oj mieliśmy przejścia z tymi lądowaniami z Panem R. Oset i kłujki wchodzące wszędzie, efektowne lądowanie z wiatrem na piachu (a o taką muldę ziemi łatwo zahaczyć stopą i polecieć całym ciałem w ten cały brud), albo mniej przyjemne twarde lądowania na spękanej ziemi. Otarcia rąk, kolan, pośladków, stłuczona stopa, brudne i zapiaszczone kombinezony, pokrowce, czasze. Dlatego polecamy lądowania na greenie. Jednak nie za wszelką cenę, o czym będziemy pisać później w artykule poświęconym leczeniu za granicą i wizytach w szpitalu ;)
Kolejna ważna uwaga dotycząca
zasad bezpieczeństwa to kierunek lądowania i ostatni zakręt. W zależności od
kierunki wiatru zakręt obowiązuje zakręt prawy lub lewy. Chodzi o to aby nie latać
nad pasem i budynkami. Na miejscu zostanie Wam to z pewnością wytłumaczone. Podczas naszego pobytu tam w 2012 roku obowiązywał zakaz zakrętów większych niż
90 (chyba, że niski skok i tylko za pozwoleniem) podyktowany dużą ilością
wypadków. Tandemy mają pierwszeństwo lądowania na greenie i trzeba je przepuszczać. Należy uważać także na dust devils, czyli silne podmuchy wiatru, małe trąby powietrzne. Zdarzają się takowe, szczególnie w gorące dni.
Podrywają w górę piach, kurz, flagi, małe przedmioty, a nawet małe zwierzęta i
dzieci ;) Podczas skoków strefa lądowań jest cały czas obserwowana przez Safety
Managera, a osoby lądujące dalej zwożone są pickupami. Podróż takim pickupem w
tumanach kurzu wgryzającego się w oczy – bezcenne.
To teraz może coś
przyjemniejszego, a mianowicie skoki. Bowiem pomijając aspekt lądowań ze
skokami jest w Perris całkiem nieźle. Strefa czynna jest cały tydzień od 8.30
do zachodu słońca, w weekendy nawet od 7.30. Dostępne samoloty to:
- 3 x Twin Otter
- Sky Van
- Porter
- DC-9 – odrzutowy samolot
pasażerski
Z tego ostatniego co prawda już się nie skacze,
jednak stoi on tam z wymalowanym napisem Skydive Perris. Wykorzystywany jest
jeszcze czasami do kręcenia filmów. Pozostałe samoloty latają, są sprawne,
szybkie i wygodne. Nie ma problemów z planowaniem się na wylot. Pytają się
tylko za ile chce się lecieć- za 5, 10 czy może 15 min? Na miejscu dostępny
jest coaching – zarówno free, jak i płasko. To tutaj skacze Dan
Brodsky-Chenfeld, autor książki „Above All Else”, wielokrotny mistrz świata,
uczestnik rekordów a obecnie jeden z lepszych load organizerów. Jeśli nie
coaching to można po prostu dołączyć się do jakieś osoby czy grupy. Skacze tam
mnóstwo osób na różnym poziomie zaawansowania i znalezienie towarzystwa do
skoku nie stanowi problemu. My jeździmy tam na zorganizowane imprezy, które
zresztą polecamy wszystkim chcącym rozwijać swoje umiejętności latania w
formacjach płaskich. O tym także wkrótce napiszemy nieco więcej.
Cena biletu to 25$,
czyli nieco taniej niż u nas, co jest zdecydowanym plusem. Im więcej biletów kupimy, tym ich cena spada. Szczegóły w manifeście. Czymś, co może
zaskoczyć jest wysokość skoku. Skacze się tam z 12 500 – 13 000 ft co w
przeliczeniu na metry daje ok. 3800-4000m. Niestety te 100-200 m czasami trzeba
sobie darować i bólem serca wyskoczyć nieco niżej.
Jak już skoczymy,
wylądujemy na greenie (oby) to
wypadałoby się ułożyć. Układalnie są otwarte, jedynie zadaszone, co chroni od
słońca w pewnym stopniu. Na miejscu dostępni są układacze (6$ za układkę, sami
się rozliczamy z nimi, napiwki mile widziane), miejsca do układania także nie
zabraknie. Na każdej układalni dostępne są wieszaki na sprzęt i stoliki, co
ułatwia przechowywanie swoich rzeczy. Wspomniany został już wcześniej sklep
Square 1, który znajduje się na strefie. A w nim szeroki wybór koszulek, bluz,
breloczków i innych mniej lub bardziej przydatnych gadżetów. Poza tym kaski,
wysokościomierze, szpanerskie okulary przeciwsłoneczne, czasze czy całe
zestawy.
Wybawieniem od gorąca jest także basen.
Prawdziwy basen, może nie jakiś olbrzymi, ale można się zanurzyć, ochłodzić,
popływać, poleżeć na leżaku, poopalać. Jak ktoś za basenem nie przepada, a
chciałby się ochłodzić może skorzystać z dostępnych pryszniców.
W pewien sposób
problematyczna może być kwestia zakwaterowania. Miasto Perris nie należy ani do
dużych, ani do nastawionych na turystów, ani do bezpiecznych. Znajduje się tam
aż jeden hotel Holiday Inn. Na stronie Skydive Perris podane są lokalizacje różnych hoteli blisko strefy.
Najbliżej jednak, bo przy wjeździe na strefę znajduje się IHOP, czyli International House of Parachutists. To dom, w którym jest kilka pokoi z łóżkami, kuchnia, dwie łazienki, salon i jadalnia. Trochę wygląda jak taka komuna hipisowska ;) Nocleg kosztuje 15$/noc, zapewniona jest pościel i ręczniki. Mieszka tam na stałe i ogarnia to wszystko niejaka Sue – osoba bardzo sympatyczna, ale jednocześnie specyficzna. Kuchnia jest ogólnodostępna i dobrze wyposażona w lodówkę, mikrofalówkę, kuchenkę, naczynia itp. Swoje jedzenie najlepiej oznaczyć, albo odłożyć w jednym miejscu. Jest też półka z napisem FREE, gdzie poprzedni bywalcy IHOPa zostawili to, czego nie dali rady zjeść. Nie wszyscy nadają się do noclegu w takim miejscu. Nie ma tam bowiem takiej prywatności jak w oddzielnym pokoju hotelowym, a pod prysznic czasami jest kolejka. Zdarzyło się naszemu koledze zrezygnować ze spania w tym uroczym miejscu i przeniósł się do hotelu. Jednak My będąc w Perris zawsze tam nocujemy i dajemy radę. Przynajmniej jest zdecydowanie taniej niż w hotelu i blisko na skoki. Osoby zainteresowane noclegiem w IHOPie powinny skontaktować się z manifestem. Jest także możliwość noclegu w Bunkhouse, czyli takich baraczkach zlokalizowanych z tyłu strefy. Warunki nieco gorsze - nie ma kuchni i trzeba mieć swój ręcznik. Cena 10$/noc.
Najbliżej jednak, bo przy wjeździe na strefę znajduje się IHOP, czyli International House of Parachutists. To dom, w którym jest kilka pokoi z łóżkami, kuchnia, dwie łazienki, salon i jadalnia. Trochę wygląda jak taka komuna hipisowska ;) Nocleg kosztuje 15$/noc, zapewniona jest pościel i ręczniki. Mieszka tam na stałe i ogarnia to wszystko niejaka Sue – osoba bardzo sympatyczna, ale jednocześnie specyficzna. Kuchnia jest ogólnodostępna i dobrze wyposażona w lodówkę, mikrofalówkę, kuchenkę, naczynia itp. Swoje jedzenie najlepiej oznaczyć, albo odłożyć w jednym miejscu. Jest też półka z napisem FREE, gdzie poprzedni bywalcy IHOPa zostawili to, czego nie dali rady zjeść. Nie wszyscy nadają się do noclegu w takim miejscu. Nie ma tam bowiem takiej prywatności jak w oddzielnym pokoju hotelowym, a pod prysznic czasami jest kolejka. Zdarzyło się naszemu koledze zrezygnować ze spania w tym uroczym miejscu i przeniósł się do hotelu. Jednak My będąc w Perris zawsze tam nocujemy i dajemy radę. Przynajmniej jest zdecydowanie taniej niż w hotelu i blisko na skoki. Osoby zainteresowane noclegiem w IHOPie powinny skontaktować się z manifestem. Jest także możliwość noclegu w Bunkhouse, czyli takich baraczkach zlokalizowanych z tyłu strefy. Warunki nieco gorsze - nie ma kuchni i trzeba mieć swój ręcznik. Cena 10$/noc.
Ogólne wrażenie Skydive
Perris jest bardzo pozytywne. Doskonale zorganizowana strefa, dobra infrastruktura,
wszystko co może spadochroniarz potrzebować pod ręką, światowej klasy
instruktorzy, międzynarodowe towarzystwo. W Skydive Perris po prostu wypada być:)
Nie ma mozliwosci wykupienia licencji (USPA) amerykanskiej! Ale (ewentualnie) trzeba wykupic czlonkowstwo w USPA, co jest zwiazane z ubezpieczeniem OC.
OdpowiedzUsuńok, masz rację. Użyłam uproszczenia. Już poprawione :)
OdpowiedzUsuńSkoki na terenie USA nadal przede mną ;) ZAZDROSZCZĘ
OdpowiedzUsuńSuper, skoki w tamtych rejonach to marzenie prawie każdego :)
OdpowiedzUsuń