wtorek, 2 kwietnia 2013

Skoki w USA - Skydive Perris



Stany Zjednoczone to jest wielki kraj :) Jako siedziba największej organizacji spadochronowej na świecie USPA, ma się czym pochwalić. W Stanach Zjednoczonych znajduje się ponad 300 różnej wielkości stref spadochronowych. Od takich typowo lokalnych z jednym małym samolotem, aż po potężne, dysponujące flotą różnych statków powietrznych „drop zony” będące gospodarzami wielu międzynarodowych imprez spadochronowych. 

Naszą podróż po strefach Ameryki Północnej rozpoczniemy od Skydive Perris

Największa strefa na zachodnim wybrzeżu USA. Zlokalizowana ok. 1,5 godziny jazdy na wschód od Los Angeles. Na miejscu tunel (SkyVenture), klimatyczna knajpa Bombshelter, „hotelik”,
5 samolotów, zadaszone układalnie i basen! Zatem po kolei.

Dojazd na strefę z Los Angeles (oczywiście samochodem) nie jest skomplikowany, chociaż nie polecam poruszania się po USA bez gps. Adres strefy oraz wskazówki dojazdu znajdziecie na ich stronie internetowej http://www.skydiveperris.com/
 
Rejestrowanie i planowanie nie odbiega od standardów. W manifeście dostaniemy do wypełnienia kilka papierków – podstawowe dane, sprzęt, zapoznawanie się z zasadami bezpieczeństwa. Manifest potrzebuje kartę zestawu, a sklep Square1 sprawdza czy oby na pewno można na tym skakać. Warto uczulić swojego riggera, aby uzupełnił kartę spadochronu umieszczoną w pokrowcu. W USA zwracają na to uwagę.

Na strefie obowiązuje licencja USPA lub ewentualnie uznawane są uprawnienia z niektórych krajów (nasze swojskie ŚK nie). Jak ktoś nie ma amerykańskiej licencji może sobie na miejscu wykupić członkostwo w organizacji. Koszt to bodajże 40$ za trzy miesiące albo 74$ na cały rok. Posiadacze nieważnych licencji mogą je sobie przedłużyć za 64$. Ogólnie personel w manifeście bardzo przyjemny, pomocny i cały czas uśmiechnięty.


Parę słów teraz o zasadach bezpieczeństwa obowiązujących w Perris. Jest to duża strefa, lata kilka samolotów jednocześnie a miejsce do lądowania pozostawia wiele do życzenia. Zdarzają się tam dość często wypadki – niestety. W zeszłym roku zakopano (po dwóch wypadkach śmiertelnych) swoop pond. Jeśli chodzi o miejsce do lądowania… Jest go na prawdę sporo, jednak proponuję w miarę możliwości celować w tzw. green, czyli kawałek zielonego. Trawy proporcjonalnie do rozmiarów lotniska jest niestety niewiele. Reszta to tzw.  dirt, czyli dosłownie brud, kurz. To taka jakby nie patrzeć pustynia. Ale nie z miękkim piaseczkiem i wielbłądami. Perris leży blisko Meksyku, więc łatwiej tam o Meksykanina, kłujące krzaczory
i twarde lądowanie na spękanej słońcem ziemi. W miesiącach zimowych kiedy często pada, podobno Perris potrafi przeistoczyć się w błotne bagienko (podobno, bowiem nie zdarzyło mi się tam być zimą, jedynie słyszałam z opowieści) a latem spękana skorupa twardsza jest od betonu. Jednak zarządzający strefą robią co mogą. Teren do lądowania jest orany, wygładzany, spulchniany a kamienie są usuwane. Jednak nie jest to w stanie uchronić nawet najlepszych skoczków przed lądowaniami w tym całym piasku, ziemi i brudzie. W moje opinii wyglądało to czasami jak zaorane pole ziemniaków bez ziemniaków. Oj mieliśmy przejścia z tymi lądowaniami z Panem R. Oset i kłujki wchodzące wszędzie, efektowne lądowanie z wiatrem na piachu (a o taką muldę ziemi łatwo zahaczyć stopą i polecieć całym ciałem w ten cały brud), albo mniej przyjemne twarde lądowania na spękanej ziemi. Otarcia rąk, kolan, pośladków, stłuczona  stopa, brudne i zapiaszczone kombinezony, pokrowce, czasze. Dlatego polecamy lądowania na greenie. Jednak nie za wszelką cenę, o czym będziemy pisać później w artykule poświęconym leczeniu za granicą i wizytach w szpitalu ;)


Kolejna ważna uwaga dotycząca zasad bezpieczeństwa to kierunek lądowania i ostatni zakręt. W zależności od kierunki wiatru zakręt obowiązuje zakręt prawy lub lewy. Chodzi o to aby nie latać nad pasem i budynkami. Na miejscu zostanie Wam to z pewnością wytłumaczone.  Podczas naszego pobytu tam w 2012 roku obowiązywał zakaz zakrętów większych niż 90 (chyba, że niski skok i tylko za pozwoleniem) podyktowany dużą ilością wypadków. Tandemy mają pierwszeństwo lądowania na greenie i trzeba je przepuszczać. Należy uważać także na dust devils, czyli silne podmuchy wiatru, małe trąby powietrzne. Zdarzają się takowe, szczególnie w gorące dni. Podrywają w górę piach, kurz, flagi, małe przedmioty, a nawet małe zwierzęta i dzieci ;) Podczas skoków strefa lądowań jest cały czas obserwowana przez Safety Managera, a osoby lądujące dalej zwożone są pickupami. Podróż takim pickupem w tumanach kurzu wgryzającego się w oczy – bezcenne.


To teraz może coś przyjemniejszego, a mianowicie skoki. Bowiem pomijając aspekt lądowań ze skokami jest w Perris całkiem nieźle. Strefa czynna jest cały tydzień od 8.30 do zachodu słońca, w weekendy nawet od 7.30. Dostępne samoloty to:
- 3 x Twin Otter
- Sky Van
- Porter
- DC-9 – odrzutowy samolot pasażerski
Z  tego ostatniego co prawda już się nie skacze, jednak stoi on tam z wymalowanym napisem Skydive Perris. Wykorzystywany jest jeszcze czasami do kręcenia filmów. Pozostałe samoloty latają, są sprawne, szybkie i wygodne. Nie ma problemów z planowaniem się na wylot. Pytają się tylko za ile chce się lecieć- za 5, 10 czy może 15 min? Na miejscu dostępny jest coaching – zarówno free, jak i płasko. To tutaj skacze Dan Brodsky-Chenfeld, autor książki „Above All Else”, wielokrotny mistrz świata, uczestnik rekordów a obecnie jeden z lepszych load organizerów. Jeśli nie coaching to można po prostu dołączyć się do jakieś osoby czy grupy. Skacze tam mnóstwo osób na różnym poziomie zaawansowania i znalezienie towarzystwa do skoku nie stanowi problemu. My jeździmy tam na zorganizowane imprezy, które zresztą polecamy wszystkim chcącym rozwijać swoje umiejętności latania w formacjach płaskich. O tym także wkrótce napiszemy nieco więcej.

Cena biletu to 25$, czyli nieco taniej niż u nas, co jest zdecydowanym plusem. Im więcej biletów kupimy, tym ich cena spada. Szczegóły w manifeście. Czymś, co może zaskoczyć jest wysokość skoku. Skacze się tam z 12 500 – 13 000 ft co w przeliczeniu na metry daje ok. 3800-4000m. Niestety te 100-200 m czasami trzeba sobie darować i bólem serca wyskoczyć nieco niżej. 

Jak już skoczymy, wylądujemy na greenie (oby) to wypadałoby się ułożyć. Układalnie są otwarte, jedynie zadaszone, co chroni od słońca w pewnym stopniu. Na miejscu dostępni są układacze (6$ za układkę, sami się rozliczamy z nimi, napiwki mile widziane), miejsca do układania także nie zabraknie. Na każdej układalni dostępne są wieszaki na sprzęt i stoliki, co ułatwia przechowywanie swoich rzeczy. Wspomniany został już wcześniej sklep Square 1, który znajduje się na strefie. A w nim szeroki wybór koszulek, bluz, breloczków i innych mniej lub bardziej przydatnych gadżetów. Poza tym kaski, wysokościomierze, szpanerskie okulary przeciwsłoneczne, czasze czy całe zestawy. 

Wszystko na strefie skupione jest obok siebie i wszędzie jest blisko. Obok sklepu Square 1  jest miejsce, w którym można zjeść typowo amerykańskie jedzenie – Bombshelter. To bar  pełen zdjęć spadochronowych z różnych okresów czasu i flag narodowych. Oprócz tego to normalna knajpa, z kartą dań, alkoholem, bilardem a nawet karaoke. Tam znajdują się także dwa, ogólnodostępne komputery z dostępem do Internetu. Co ważne i przydatne – woda dostępna jest za darmo na całej strefie. Jest to naprawdę wybawienie przy Californijskich upałach. 
Wybawieniem od gorąca jest także basen. Prawdziwy basen, może nie jakiś olbrzymi, ale można się zanurzyć, ochłodzić, popływać, poleżeć na leżaku, poopalać. Jak ktoś za basenem nie przepada, a chciałby się ochłodzić może skorzystać z dostępnych pryszniców.

W pewien sposób problematyczna może być kwestia zakwaterowania. Miasto Perris nie należy ani do dużych, ani do nastawionych na turystów, ani do bezpiecznych. Znajduje się tam aż jeden hotel Holiday Inn.  Na stronie Skydive Perris podane są lokalizacje różnych hoteli blisko strefy.

Najbliżej jednak, bo przy wjeździe na strefę znajduje się IHOP, czyli International House of Parachutists. To dom, w którym jest kilka pokoi z łóżkami, kuchnia, dwie łazienki, salon i jadalnia. Trochę wygląda jak taka komuna hipisowska ;) Nocleg kosztuje 15$/noc, zapewniona jest pościel i ręczniki. Mieszka tam na stałe i ogarnia to wszystko niejaka Sue – osoba bardzo sympatyczna, ale jednocześnie specyficzna. Kuchnia jest ogólnodostępna i dobrze wyposażona w lodówkę, mikrofalówkę, kuchenkę, naczynia  itp. Swoje jedzenie najlepiej oznaczyć, albo odłożyć w jednym miejscu. Jest też półka z napisem FREE, gdzie poprzedni bywalcy IHOPa zostawili to, czego nie dali rady zjeść. Nie wszyscy nadają się do noclegu w takim miejscu. Nie ma tam bowiem takiej prywatności jak w oddzielnym pokoju hotelowym, a pod prysznic czasami jest kolejka. Zdarzyło się naszemu koledze zrezygnować ze spania w tym uroczym miejscu i przeniósł się do hotelu. Jednak My będąc w Perris zawsze tam nocujemy i dajemy radę. Przynajmniej jest zdecydowanie taniej niż w hotelu i blisko na skoki. Osoby zainteresowane noclegiem w IHOPie powinny skontaktować się z manifestem. Jest także możliwość noclegu w Bunkhouse, czyli takich baraczkach zlokalizowanych z tyłu strefy. Warunki nieco gorsze - nie ma kuchni i trzeba mieć swój ręcznik. Cena 10$/noc.

Ogólne wrażenie Skydive Perris jest bardzo pozytywne. Doskonale zorganizowana strefa, dobra infrastruktura, wszystko co może spadochroniarz potrzebować pod ręką, światowej klasy instruktorzy, międzynarodowe towarzystwo. W Skydive Perris po prostu wypada być:)

4 komentarze:

  1. Nie ma mozliwosci wykupienia licencji (USPA) amerykanskiej! Ale (ewentualnie) trzeba wykupic czlonkowstwo w USPA, co jest zwiazane z ubezpieczeniem OC.

    OdpowiedzUsuń
  2. ok, masz rację. Użyłam uproszczenia. Już poprawione :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoki na terenie USA nadal przede mną ;) ZAZDROSZCZĘ

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, skoki w tamtych rejonach to marzenie prawie każdego :)

    OdpowiedzUsuń