Wakacje zawsze
utożsamiałam z ciepełkiem, południowym słońcem, plażą i drinkami z palemką. Ku
zaskoczeniu wszystkich moich znajomych, i mnie samej przede wszystkim, tej
wiosny zniosło mnie trochę z tropikalnego kursu i wylądowałam na… Islandii. W
oczekiwaniu na rozpoczęcie sezonu spadochronowego w Polsce, pojechać do kraju
lodu i ognia, gdzie spadochroniarstwo raczej na pewno nigdy się jakoś bardziej
nie rozwinie, czemu nie? Czegokolwiek byś nie oczekiwał, Islandia na pewno cię
zaskoczy. Wakacje nie z tej ziemi, w każdym tego słowa znaczeniu.
Tylko nie myślcie o skakaniu
Wspomniałam, że ze
skokami to na Islandii raczej kiepsko. Wbrew pozorom wcale nie dlatego, że tam
zimno, to przecież jak wiemy żadna przeszkoda. Na Islandii proszę państwa
wieje. Bardzo wieje. Naprawdę bardzo bardzo wieje. Jeżeli nam się tu w Polsce
wydaje, że czasem mamy niezłe wichury, to wiatr na Islandii nabiera zupełnie
nowego znaczenia. Wiatr jest jedną z tych rzeczy, której na wyspie można być
pewnym. Kubły na śmieci są łańcuchami mocowane do barierek, a latarnie uliczne
i znaki drogowe stoją porządnie zalane betonem. Dropzone.com wymienia dwie
strefy na Islandii, z adnotacją „depending
on a weather”. Osobiście słabo to widzę, i wierzcie mi, nie chciałabym
wisieć na czaszy gdy zacznie tam wiać. A pogoda potrafi się tam zmieniać bardzo
szybko. Tak więc, jadąc na Islandię, raczej nie zabierajcie ze sobą sprzętu na
skoki. Pamiętajcie za to o czapce, kurtce z kapturem, rękawiczkach i porządnych
górskich butach.
Ultima Thule, czyli kraniec świata
Czy wiecie, że Amerykę to
wcale nie Kolumb odkrył, tylko islandzki wiking Leif Eriksson, jakieś prawie
500 lat wcześniej? Taką wersję historii przynajmniej na Islandii głoszą :) Główny pomnik w stolicy to właśnie posąg tego
pana. Tak czy owak, Islandia zdecydowanie zachwyca różnorodnością krajobrazów i
bogactwami natury, a nie zabytkami i zwiedzaniem miast. Sam Reykjavik jest
miastem dość przyjemnym i malowniczo usytuowanym, ale jeżeli plan waszej
wycieczki o to miasto nie zahacza, to absolutnie nic nie tracicie. Islandia to
nie miejsce na tzw. city break, tam
trzeba uderzyć w plener by odkryć prawdziwe i nieopisane piękno tej krainy.
Kraj lodu i ognia – wulkany, gorące źródła, pola geotermalne, wrzące rzeki,
wodospady, lodowce, góry lodowe, gejzery, jaskinie. Iście marsjańskie
krajobrazy tam gdzie piekło wychodzi na powierzchnię ziemi, a tabliczki
uprzejmie proszą o chodzenie wyłącznie wytyczonymi ścieżkami gdyż inaczej grozi
to stopieniem się podeszw w butach. Autentycznie!
Moje subiektywnie najlepsze
wspomnienia z Islandii to: kąpiel w gorącej rzece (35 stopni, w górach, przy
padającym śniegu), gotowanie jajek Wielkanocnych w potoku wrzącej wody,
podziwianie gór lodowych w Lodowej Lagunie, wybuchające gejzery, spacer po
dymiących polach geotermalnych, wejście na lodowiec oraz kąpiel w (bardzo)
gorącym źródle w przeuroczej jaskini niedaleko Myvatn. Jak ktoś już na Islandię
dotrze to zrozumie dlaczego tamtejsza scenerię często wybierają do kręcenia
hollywoodzkich produkcji – tamtejszych krajobrazów nie podrobią żadne efekty
specjalne. James Bond, Lara Croft, Jon Snow i Ygritte, oni wszyscy mieli niektóre
ze swoich pamiętnych epizodów kręcone waśnie na Islandii. A dla fanów
Gwiezdnych Wojen mała ciekawostka, część VII właśnie pod koniec kwietnia też
była kręcona w północnej Islandii, w okolicach już wspomnianego niezwykle
malowniczego jeziora Myvatn. Akurat miałam przyjemność być tam w tym czasie. Im
również dał się we znaki islandzki wiatr – przez kilka dnia ekipa siedziała
uziemiona i zajadała się szarlotką w jedynej okolicznej knajpce, czekając aż
przestanie wiać, by kręcić ujęcia z helikoptera.
Jeśli na Islandii jesteś
tylko kilka dni i chcesz zaliczyć krótkie i zwięzłe zwiedzanie naprawdę
topowych atrakcji, koniecznie uderz na tzw. Golden Ring. To esencja tego co na
wyspie najlepsze, z trzema obowiązkowymi punktami programu: dolina ryftowa w Thingvellir,
wybuchające gejzery w Geysir i wodospad Gullfoss. Na tą wycieczkę wystarczy ci
jeden dzień. Jeśli masz trochę więcej czasu, polecam wycieczkę na południowe
wybrzeże, przez urokliwe plaże Vik, aż do Jökulsárlón. Po drodze jest mnóstwo
wartych zaliczenia atrakcji, a Lodowa Laguna z pewnością zaprze ci dech w
piersiach. Gwarantuję że czegoś takiego jeszcze nie widzieliście.
Wybuchające gejzery |
A jeżeli na
Islandii jesteś na dłużej, warto zahaczyć o północ i malownicze okolice jeziora
Myvatn, zwane Islandią w pigułce. Są jeszcze Fiordy Zachodnie. Jednym słowem
jest co robić. A każdą wycieczkę na pewno warto zakończyć wizytą w Blue Lagoon,
jednym z najpopularniejszych i chyba największych geotermalnych spa na świecie,
gdzie naprawdę miło jest się pomoczyć w gorącej krzemionkowej wodzie, i
zakosztować nieco arktycznego plażowania.
Warto pamiętać, że sezon turystyczny
na Islandii jest mniej więcej od czerwca do sierpnia, co równa się z dużo
większą ilością turystów, ale również z bezproblemowo przejezdnymi drogami, co
jest gigantycznym plusem. Zimą, zwłaszcza na północy warunki drogowe są
„poważne”. Ja byłam pod koniec kwietnia i miejscami było po półtora metra
śniegu. Tak więc o ile droga jest odśnieżona to luzik, nawet nie trzeba
koniecznie mieć samochodu 4x4 bo jakość dróg jest dobra i prawie do wszystkich
głównych atrakcji prowadzą już asfaltówki. Nie wierzcie tutaj przewodnikom
turystycznym – wydania sprzed kilku lat mówią o wielu żwirowych drogach tylko
dla terenowych pojazdów, obecnie jednak prawie wszędzie poprowadzili już asfalt.
Oczywiście 4x4 będzie wam niezbędne jeśli ktoś zamierza się wypuścić w
interior, ale to już inna kategoria zwiedzania. Dla tych co chcą polować na
zorze polarną, pamiętajcie że na nią szanse są tylko zimą, od stycznia do
marca. Maj – czerwiec to z kolei idealna pora jeśli ktoś chce zakosztować
białych nocy. Teraz, w połowie maja, już się generalnie na Islandii nie
ściemnia w ogóle i to jest naprawdę dziwne uczucie.
Kulinarne osobliwości Północy
Islandia, wiadomo, jest
wyspą, więc dominuje kuchnia morska. Ryby i wszelkie morskie specjały są
wszędzie i w każdych ilościach. Islandia to miejsce, gdzie filet z kurczaka
jest droższy niż świeży filet z łososia, Prince Polo autentycznie jest
wszędzie, w każdym sklepie i na stacji benzynowej, a wszelkie możliwe owoce i
warzywa są powszechnie dostępne, w dodatku najczęściej pochodzą z rodzimych
upraw. Tak, dokładnie, w swoich geotermalnie ocieplanych szklarniach hodują tam
chyba wszystko, od pomidora po winorośl. Zjeść islandzkiego banana, to jedno z
tych wrażeń przy których nawet Mastercard wysiada :) Ważna praktyczna informacja dla mięsożerców - na
Islandii głównym mięsem używanym w przemyśle spożywczym i gastronomii jest
baran. W restauracji jagnięcina będzie zawsze, natomiast wieprzowina czy
wołowina to raczej rzadko w karcie się pojawia. A jeśli ktoś ma ochotę na
hot-doga, hamburgera czy kiełbaskę, raczej na pewno trzeba się liczyć z baranem
na talerzu.
Drugim najpopularniejszym zwierzęciem lądowym, które na Islandii
serwują jest koń. Konina jest tam tak oczywista, ze czasami nawet nie podpisują
z nazwy mięcha na które zapraszają. Jeśli znajdziecie coś w stylu „stek szefa
kuchni” to jak najbardziej można dopytać, ale raczej na pewno będzie to konina.
No i jest jeszcze wieloryb. Islandia jest jednym z trzech miejsc na świecie, po
Wyspach Owczych i Japonii, gdzie legalne i absolutnie naturalne są połów i
konsumpcja wieloryba. Japonia ostatnio wprowadza duże zaostrzenia, i podobno
zaczynają nawet importować mięso wieloryba właśnie z Islandii. Jakkolwiek
kontrowersyjne z ekologicznego punktu widzenia się to wydaje, oni tak po prostu
mają, można hejtować, ale to raczej nic nie zmieni. Celem wyjaśnienia, to że Islandczycy
jedzą wieloryby, nie oznacza wcale, że na talerzu podadzą nam kaszalota czy
płetwala błękitnego. Nie. Łowi się tam wyłącznie dwa gatunki małych wielorybów,
których populacja w ekosystemie północnego Atlantyku i Oceanu Arktycznego jest
w pełni zbalansowana i niczym nie zagrożona. Wieloryba można skosztować w
formie carpaccio, whale sashimi, whale steak albo po prostu wędzonych plastrów dostępnych w
supermarketach.
Z innych osobliwości warto jeszcze wymienić wędzonego
maskonura, to takie ich wodne ptaszysko, całkiem ładne i pocieszne, a przy
okazji i smaczne. No i jest jeszcze postrach turystów, hakarl, czyli zgniły rekin. Tradycyjny islandzki „przysmak”. Jeśli
kogoś interesuje co to dokładnie jest i dlaczego je się wyłącznie sfermentowane
mięso rekina, polecam zajrzeć do internetu albo obejrzeć szybką prezentację tutaj, ale lepiej nie próbujcie tego w domu! Gordon Ramsey nie dał rady. Absolutne
obrzydlistwo. Jeżeli już odważycie się skosztować, pod żadnym pozorem nie
wąchajcie – cuchnie jeszcze gorzej niż smakuje. To tyle o jedzeniu.
Hakarl, czyli zgniły rekin (wygląda niewinnie)... |
Jeszcze
tylko jedna rada dla, podobnie jak ja, uzależnionych od kawy (bez kawy dalej
nie jadę i coś w ten deseń). Islandia to
kraj, który twierdzi że pije kawę. Ale na dobrej kawie to jednak się raczej
słabo znają. Przerwa na kawę często kończy się śniadaniową lurą z termosu. Z
doświadczenia własnego polecam zatem zabrać ze sobą paczkę Kopiko albo kupić po
drodze Red Bulla, bo mając ochotę na kawę, po pierwsze najpierw trzeba znaleźć
otwartą knajpkę (nie takie oczywiste podczas podróży przez kraj, zwłaszcza poza
sezonem), a po drugie nie należy przyjmować za pewnik, że będą tam mieli
porządny ekspres do kawy. Niestety…
O Islandii pisać i
opowiadać można w nieskończoność, ale lepiej tam po prostu pojechać. Z Polski
jedyną linią, która lata bezpośrednio jest islandzki WOW Air, ale połączeń
przez Kopenhagę lub Oslo jest mnóstwo. Z Anglii do Keflaviku lata już nawet
EasyJet, tak więc wymówek nie ma. Rezerwując bilet pamiętajcie żeby szukać
połączeń do Keflaviku, bo to jedyne międzynarodowe lotnisko na wyspie, ale
wyszukiwarki na pewno wam w tym pomogą. Stolica, Reykjavik, obsługuje w tym
momencie wyłącznie loty krajowe i na Grenlandię, tak więc szukając noclegu jeż
lepiej zarezerwować coś w okolicach Keflaviku albo Reykjanesbær, bo taxi z
lotniska do centrum Reykjaviku to jakieś minimum 80 euro. Tak czy owak, tu czy
tam, jeżeli dojdziesz już na ten etap drobiazgowego planowania logistyki
wyjazdu, to dopiero początek twojej wielkiej islandzkiej przygody :) Enjoy!
Kasia Pieczka