sobota, 17 maja 2014

Islandia

Wakacje zawsze utożsamiałam z ciepełkiem, południowym słońcem, plażą i drinkami z palemką. Ku zaskoczeniu wszystkich moich znajomych, i mnie samej przede wszystkim, tej wiosny zniosło mnie trochę z tropikalnego kursu i wylądowałam na… Islandii. W oczekiwaniu na rozpoczęcie sezonu spadochronowego w Polsce, pojechać do kraju lodu i ognia, gdzie spadochroniarstwo raczej na pewno nigdy się jakoś bardziej nie rozwinie, czemu nie? Czegokolwiek byś nie oczekiwał, Islandia na pewno cię zaskoczy. Wakacje nie z tej ziemi, w każdym tego słowa znaczeniu. 

Skogafoss, jeden z licznych i wielce malowniczych wodospadów na wyspie

 

Tylko nie myślcie o skakaniu

Wspomniałam, że ze skokami to na Islandii raczej kiepsko. Wbrew pozorom wcale nie dlatego, że tam zimno, to przecież jak wiemy żadna przeszkoda. Na Islandii proszę państwa wieje. Bardzo wieje. Naprawdę bardzo bardzo wieje. Jeżeli nam się tu w Polsce wydaje, że czasem mamy niezłe wichury, to wiatr na Islandii nabiera zupełnie nowego znaczenia. Wiatr jest jedną z tych rzeczy, której na wyspie można być pewnym. Kubły na śmieci są łańcuchami mocowane do barierek, a latarnie uliczne i znaki drogowe stoją porządnie zalane betonem. Dropzone.com wymienia dwie strefy na Islandii, z adnotacją „depending on a weather”. Osobiście słabo to widzę, i wierzcie mi, nie chciałabym wisieć na czaszy gdy zacznie tam wiać. A pogoda potrafi się tam zmieniać bardzo szybko. Tak więc, jadąc na Islandię, raczej nie zabierajcie ze sobą sprzętu na skoki. Pamiętajcie za to o czapce, kurtce z kapturem, rękawiczkach i porządnych górskich butach. 

Ultima Thule, czyli kraniec świata

Czy wiecie, że Amerykę to wcale nie Kolumb odkrył, tylko islandzki wiking Leif Eriksson, jakieś prawie 500 lat wcześniej? Taką wersję historii przynajmniej na Islandii głoszą :) Główny pomnik w stolicy to właśnie posąg tego pana. Tak czy owak, Islandia zdecydowanie zachwyca różnorodnością krajobrazów i bogactwami natury, a nie zabytkami i zwiedzaniem miast. Sam Reykjavik jest miastem dość przyjemnym i malowniczo usytuowanym, ale jeżeli plan waszej wycieczki o to miasto nie zahacza, to absolutnie nic nie tracicie. Islandia to nie miejsce na tzw. city break, tam trzeba uderzyć w plener by odkryć prawdziwe i nieopisane piękno tej krainy. Kraj lodu i ognia – wulkany, gorące źródła, pola geotermalne, wrzące rzeki, wodospady, lodowce, góry lodowe, gejzery, jaskinie. Iście marsjańskie krajobrazy tam gdzie piekło wychodzi na powierzchnię ziemi, a tabliczki uprzejmie proszą o chodzenie wyłącznie wytyczonymi ścieżkami gdyż inaczej grozi to stopieniem się podeszw w butach. Autentycznie! 
Pola geotermalne, czyli tam gdzie piekło wychodzi na powierzchnię ziemi 

Marsjańskie krajobrazy w okolicach Myvatn

Moje subiektywnie najlepsze wspomnienia z Islandii to: kąpiel w gorącej rzece (35 stopni, w górach, przy padającym śniegu), gotowanie jajek Wielkanocnych w potoku wrzącej wody, podziwianie gór lodowych w Lodowej Lagunie, wybuchające gejzery, spacer po dymiących polach geotermalnych, wejście na lodowiec oraz kąpiel w (bardzo) gorącym źródle w przeuroczej jaskini niedaleko Myvatn. Jak ktoś już na Islandię dotrze to zrozumie dlaczego tamtejsza scenerię często wybierają do kręcenia hollywoodzkich produkcji – tamtejszych krajobrazów nie podrobią żadne efekty specjalne. James Bond, Lara Croft, Jon Snow i Ygritte, oni wszyscy mieli niektóre ze swoich pamiętnych epizodów kręcone waśnie na Islandii. A dla fanów Gwiezdnych Wojen mała ciekawostka, część VII właśnie pod koniec kwietnia też była kręcona w północnej Islandii, w okolicach już wspomnianego niezwykle malowniczego jeziora Myvatn. Akurat miałam przyjemność być tam w tym czasie. Im również dał się we znaki islandzki wiatr – przez kilka dnia ekipa siedziała uziemiona i zajadała się szarlotką w jedynej okolicznej knajpce, czekając aż przestanie wiać, by kręcić ujęcia z helikoptera. 

Kąpiel w gorącej rzece. Padający śnieg, poniżej zera na termometrze i cudowne 35 stopni w wodzie. Wrażenia bezcenne!
 
Gotowanie jajek wielkanocnych w geotermalnej wrzącej rzece 
Jaskinia, w której kręcono scenę Jona Snow & Ygritte kąpieli w gorącym źródle (sezon 3 GoT)

Jeśli na Islandii jesteś tylko kilka dni i chcesz zaliczyć krótkie i zwięzłe zwiedzanie naprawdę topowych atrakcji, koniecznie uderz na tzw. Golden Ring. To esencja tego co na wyspie najlepsze, z trzema obowiązkowymi punktami programu: dolina ryftowa w Thingvellir, wybuchające gejzery w Geysir i wodospad Gullfoss. Na tą wycieczkę wystarczy ci jeden dzień. Jeśli masz trochę więcej czasu, polecam wycieczkę na południowe wybrzeże, przez urokliwe plaże Vik, aż do Jökulsárlón. Po drodze jest mnóstwo wartych zaliczenia atrakcji, a Lodowa Laguna z pewnością zaprze ci dech w piersiach. Gwarantuję że czegoś takiego jeszcze nie widzieliście. 

Wybuchające gejzery

Góry lodowe w Lodowej Lagunie


A jeżeli na Islandii jesteś na dłużej, warto zahaczyć o północ i malownicze okolice jeziora Myvatn, zwane Islandią w pigułce. Są jeszcze Fiordy Zachodnie. Jednym słowem jest co robić. A każdą wycieczkę na pewno warto zakończyć wizytą w Blue Lagoon, jednym z najpopularniejszych i chyba największych geotermalnych spa na świecie, gdzie naprawdę miło jest się pomoczyć w gorącej krzemionkowej wodzie, i zakosztować nieco arktycznego plażowania. 

Błękitna Laguna, czyli zasłużony relaks i plażowanie w wersji islandzkiej

Warto pamiętać, że sezon turystyczny na Islandii jest mniej więcej od czerwca do sierpnia, co równa się z dużo większą ilością turystów, ale również z bezproblemowo przejezdnymi drogami, co jest gigantycznym plusem. Zimą, zwłaszcza na północy warunki drogowe są „poważne”. Ja byłam pod koniec kwietnia i miejscami było po półtora metra śniegu. Tak więc o ile droga jest odśnieżona to luzik, nawet nie trzeba koniecznie mieć samochodu 4x4 bo jakość dróg jest dobra i prawie do wszystkich głównych atrakcji prowadzą już asfaltówki. Nie wierzcie tutaj przewodnikom turystycznym – wydania sprzed kilku lat mówią o wielu żwirowych drogach tylko dla terenowych pojazdów, obecnie jednak prawie wszędzie poprowadzili już asfalt. Oczywiście 4x4 będzie wam niezbędne jeśli ktoś zamierza się wypuścić w interior, ale to już inna kategoria zwiedzania. Dla tych co chcą polować na zorze polarną, pamiętajcie że na nią szanse są tylko zimą, od stycznia do marca. Maj – czerwiec to z kolei idealna pora jeśli ktoś chce zakosztować białych nocy. Teraz, w połowie maja, już się generalnie na Islandii nie ściemnia w ogóle i to jest naprawdę dziwne uczucie.

Kulinarne osobliwości Północy

Islandia, wiadomo, jest wyspą, więc dominuje kuchnia morska. Ryby i wszelkie morskie specjały są wszędzie i w każdych ilościach. Islandia to miejsce, gdzie filet z kurczaka jest droższy niż świeży filet z łososia, Prince Polo autentycznie jest wszędzie, w każdym sklepie i na stacji benzynowej, a wszelkie możliwe owoce i warzywa są powszechnie dostępne, w dodatku najczęściej pochodzą z rodzimych upraw. Tak, dokładnie, w swoich geotermalnie ocieplanych szklarniach hodują tam chyba wszystko, od pomidora po winorośl. Zjeść islandzkiego banana, to jedno z tych wrażeń przy których nawet Mastercard wysiada :) Ważna praktyczna informacja dla mięsożerców - na Islandii głównym mięsem używanym w przemyśle spożywczym i gastronomii jest baran. W restauracji jagnięcina będzie zawsze, natomiast wieprzowina czy wołowina to raczej rzadko w karcie się pojawia. A jeśli ktoś ma ochotę na hot-doga, hamburgera czy kiełbaskę, raczej na pewno trzeba się liczyć z baranem na talerzu. 

Drugim najpopularniejszym zwierzęciem lądowym, które na Islandii serwują jest koń. Konina jest tam tak oczywista, ze czasami nawet nie podpisują z nazwy mięcha na które zapraszają. Jeśli znajdziecie coś w stylu „stek szefa kuchni” to jak najbardziej można dopytać, ale raczej na pewno będzie to konina. No i jest jeszcze wieloryb. Islandia jest jednym z trzech miejsc na świecie, po Wyspach Owczych i Japonii, gdzie legalne i absolutnie naturalne są połów i konsumpcja wieloryba. Japonia ostatnio wprowadza duże zaostrzenia, i podobno zaczynają nawet importować mięso wieloryba właśnie z Islandii. Jakkolwiek kontrowersyjne z ekologicznego punktu widzenia się to wydaje, oni tak po prostu mają, można hejtować, ale to raczej nic nie zmieni. Celem wyjaśnienia, to że Islandczycy jedzą wieloryby, nie oznacza wcale, że na talerzu podadzą nam kaszalota czy płetwala błękitnego. Nie. Łowi się tam wyłącznie dwa gatunki małych wielorybów, których populacja w ekosystemie północnego Atlantyku i Oceanu Arktycznego jest w pełni zbalansowana i niczym nie zagrożona. Wieloryba można skosztować w formie carpaccio, whale sashimi, whale steak albo po prostu wędzonych plastrów dostępnych w supermarketach. 

Z innych osobliwości warto jeszcze wymienić wędzonego maskonura, to takie ich wodne ptaszysko, całkiem ładne i pocieszne, a przy okazji i smaczne. No i jest jeszcze postrach turystów, hakarl, czyli zgniły rekin. Tradycyjny islandzki „przysmak”. Jeśli kogoś interesuje co to dokładnie jest i dlaczego je się wyłącznie sfermentowane mięso rekina, polecam zajrzeć do internetu albo obejrzeć szybką prezentację tutaj, ale lepiej nie próbujcie tego w domu! Gordon Ramsey nie dał rady. Absolutne obrzydlistwo. Jeżeli już odważycie się skosztować, pod żadnym pozorem nie wąchajcie – cuchnie jeszcze gorzej niż smakuje. To tyle o jedzeniu. 

Hakarl, czyli zgniły rekin (wygląda niewinnie)...

Jeszcze tylko jedna rada dla, podobnie jak ja, uzależnionych od kawy (bez kawy dalej nie jadę i coś w ten deseń).  Islandia to kraj, który twierdzi że pije kawę. Ale na dobrej kawie to jednak się raczej słabo znają. Przerwa na kawę często kończy się śniadaniową lurą z termosu. Z doświadczenia własnego polecam zatem zabrać ze sobą paczkę Kopiko albo kupić po drodze Red Bulla, bo mając ochotę na kawę, po pierwsze najpierw trzeba znaleźć otwartą knajpkę (nie takie oczywiste podczas podróży przez kraj, zwłaszcza poza sezonem), a po drugie nie należy przyjmować za pewnik, że będą tam mieli porządny ekspres do kawy. Niestety… 

O Islandii pisać i opowiadać można w nieskończoność, ale lepiej tam po prostu pojechać. Z Polski jedyną linią, która lata bezpośrednio jest islandzki WOW Air, ale połączeń przez Kopenhagę lub Oslo jest mnóstwo. Z Anglii do Keflaviku lata już nawet EasyJet, tak więc wymówek nie ma. Rezerwując bilet pamiętajcie żeby szukać połączeń do Keflaviku, bo to jedyne międzynarodowe lotnisko na wyspie, ale wyszukiwarki na pewno wam w tym pomogą. Stolica, Reykjavik, obsługuje w tym momencie wyłącznie loty krajowe i na Grenlandię, tak więc szukając noclegu jeż lepiej zarezerwować coś w okolicach Keflaviku albo Reykjanesbær, bo taxi z lotniska do centrum Reykjaviku to jakieś minimum 80 euro. Tak czy owak, tu czy tam, jeżeli dojdziesz już na ten etap drobiazgowego planowania logistyki wyjazdu, to dopiero początek twojej wielkiej islandzkiej przygody :)  Enjoy!

Autorka przy wodospadzie Gulffoss


Kasia Pieczka